wtorek, 10 marca 2015

POWERS. Serial, który chodzi, bo nie potrafi latać.

POWERS. Serial, który chodzi, bo nie potrafi latać.

Kurde.

[Christian Walker (Sharlto Copley) i Deena Pilgrim (Susan Heyward).]


Komiks „Powers” opowiadał o Christianie Walkerze, który po utracie mocy skończył karierę superbohatera i dołaczył do policji, gdzie wraz ze swoją policyjną partnerką, Deeną Pilgrim, zajmuje się kryminalnymi zagadkami świat superbohaterów. Za adaptacje wzieło sie Sony i własnie dziś wypuścilo pierwszy odcinek „Powers” na YouTube.

Komiks mial ogromny potencjał w przeniesieniu na ekran. Bendis to znakomity scenarzysta, a Oeming to swietny rysownik, więc prezentowali swietnie napisane, oryginalne historie, które wykręcały ograne motywy znane z dzieł o superbohaterach w świeży sposób. Serial bierze część tych elementów i miesza – nie zawsze robi to źle. Jednak problemy zasadniczo sa dwa. Niestety duże.

1) Czuć, że serial ma mały budżet. Niektóre ujęcia wieją taniochą, jak z przeciętnej Internetowej produkcji, a nie pełnoprawnego, prawdziwego serialu. To nie jest poziom seriali Netflixa, ani nawet Amazonu. Nie chodzi tylko o efekty specjalne, ale też o to jak jest kręcony. Wygląda po prostu jak serial. Proste ujęcia, proste oświetlenie. Jestem rozpieszczony i przyzwyczajony do tego, ze produkcje telewizyjne tez wizualnie potrafią być interesujące. (Zwłaszcza, że dziś oglądałem też „Better Call Saul”, a każdy, kto oglądał „Breaking Bad” wie, jak twórcy tam dbają o wizualia.)

Komiks dawal ku temu mozliwosci, bo jest fantastycznie narysowany i mocno inspirowany filmami noir. Gęste cienie, dużo czerni, odcienie szarości - to świetnie kontrastowało z kolorowymi superbohaterami w tle. Tutaj tego nie ma, i nie przeszkadza mi brak szarosci, ale przeszkadza mi brak stylu. Strasznie cienko to wyglada. Rażą też takie momenty jak komputerowa walka superludzi na tle komputerowej panoramy miasta, albo wyraznie wklejone w niektóre ujęcia tło pogłebiające tylko wrażenie sztuczności.

[Strona z komiksu.]


Ale to może by uszło, gdyby nie druga rzecz.

2) Generalnie dialogi są okej, ale momentami napieprzają łopatologią i ekspozycją na siłe. Chyba ze trzy razy - oprocz okropnego klipu z wiadomości - przypomina się historię głównego bohatera, Christiana Walkera. Przy tym w ogole problematyczny chyba jest caly scenariusz. W pierwszych minutach odcinka dowiadujemy się wlasciwie wszystkiego, co trzeba wiedzieć o nim wiedziec, wiec pozostała cześc wątku głównego bohatera zrobila na mnie wrażenie rozciągniętej i niepotrzebnej. Wydała mi się strasznie toporną próbą zarysowania postaci.

W komiksie poznawało się Walkera jako gliniarza, a dopiero potem (choć też w pierwszych numerach) była mowa o jego karierze superbohatera. To nie zarzut złej adaptacji, bo nie mam problemu ze zmianami w stosunku do oryginału (choć długowieczny Walker to był bardzo ciekawy patent – kto czytał ten wie.) Chodzi bardziej o zmarnowanie potencjału na coś unikalnego. O ile ciekawsze by to bylo, gdybysmy na poczatku zaczynali watkiem w stlyu Riggsa z „Lethal Weapon”: bohater stojąc na skraju dachu, wygladający jakby chcial popelnic samobojstwo, a dopiero wraz z rozwojem odcinka dowiedzielibyśmy się, że to nie tak i chodzi o coś więcej. Nie było tego w historiach z super-trykociarzami.

A tutaj wszystko wylożone jest w twarz dość ostentacyjnie, wykrzyczane. Za to podoba mi się zmiana Walkera na bardziej bucowatego typa. Wydaje się ciekawszy niż jego komiksowy odpowiednik, który wyrazu nabrał dopiero z czasem. Jednak brakuje tutaj subtelności i wiary w to, że widz sobie pewne rzeczy dopowie i zrozumie sam, bez wskazywania palcem.

Ciekaw jestem jak zmieni się w stosunku do komiksu Deena Pilgrim. Tam prześcigała się z partnerem w bucowatości, a do tego odpowiadała za największe hardkory i upadki moralne. To była mocno zagubiona i ponura postać, choć ciskająca sarkastycznymi docinkami jak błyskawica. Tutaj zapowiada się na niewinnego świeżaczka, który dopiero zazna prawdziwego brudu życia. Szkoda będzie, jeżeli taką rolę dostanie – nie tylko, dlatego że straci na tym jej postac, ale straci też caly świat „Powers”.

Oryginalnie było to mało przyjazne miejsce, skąpane w niemal wiecznym cieniu. Tutaj to kolorowa Kalifornia i, mimo że to też może być ciekawe, to jednak odbieranie serialowi dodatkowych charakterystycznych cech raczej nie wyjdzie tej historii na dobre. Na plus jest to, że twórcy biorą całą mitologię świata zbudowanego w komiksie i nie boją się wspominać jego elementów już w pierwszym odcinku. Tam historia na poczatku szła bardzo epizodycznie, a tutaj od razu czuć, że to część czegoś większego. 


 [Zwiastun.]

Aktorsko jest conajmniej dobrze. Sharlto Copley (Christian Walker), Eddie Izzard, Noah Tylor to aktorzy, których na ekranie zawsze oglądam z przyjemnością, nawet w slabszych rolach. Tutaj jeszcze nie maja wiele do grania, ale mam nadzieje, ze sie to zmieni. Susan Heyward jako Deena jest okej, ale jej rola to na razie sztampa wymagająca od niej na zmianę grymasów irytacji i zaskoczenia.

Ale cholera, pewnie sięgnę po resztę odcinków. Choćby przez sentyment i sympatie do komiksu. Niemniej jestem strasznie zawiedziony. To nie jest zły twór, ale żałuje, bo juz nie mam watpliwosci – nie bedzie z tego wielkiego serialu. A mógłby być. Mógłby wzbić sie w górę i być jednym z tych wybitnych – a tak tylko człapie, bo frunąć nie potrafi.


[Pierwszy odcinek serialu.]

[Janek Steifer]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz