IT FOLLOWS. COŚ ZA MNĄ CHODZI. Jak stracić duszę przez seks.
Młoda
dziewczyna, Jay, spotyka się z chłopakiem, by w końcu na jednej z randek
przespać się z nim w aucie. On zachowuje
się po tym wyjątkowo dziwnie i niebezpiecznie, a ona dowiaduje się, że od teraz
coś będzie za nią podążać probując ją zabić. To nie myśli. To nie czuje. To się
nie poddaje. To podążą. Nie można tego powstrzymać – można tylko przespać się z kimś innym, by sprawic, że będzie podążalo za nim. Ale To i tak potem
wróci.
Film o
stylistyce, w której spotyka się "The Guest" i "Cold in
July" - syntezatory na ścieżce dźwiękowej, troche kolorków, świetne zdjecia i generalnie
spokojny rozwoj fabuły z mocnymi uderzeniami głównie pod koniec. Lata 80-te czuć tu bardzo. Jeżeli ktoś
mówił o holdzie dla "Halloween" Carpentera przy "Gościu" to tutaj
podobieństwa są znacznie wyraźniejsze. Amerykańskie przedmieścia, absolutnie
zwyczajna dziewczyna w roli głównej ofiary oraz bardzo dużo powolnej narracji z
kamerą skupiająca się bardziej na ukazywaniu relacji między nastolatkami, a mniej
na straszakach.
Zresztą
podobnie jak w „Halloween” mordowania tutaj też jakoś wiele nie ma, a sam
"potwór" pozostaje zazwyczaj bardziej w tle – bywa, że dosłownie. Z
czasem, gdy już wiemy, że za bohaterką COŚ PODĄŻA (swoja droga: czyż nie bylby
to lepszy tytul niż "Coś za mna chodzi"?), film uczy widza wypatrywać w oddali charakterystycznie idących postaci. Bez zbędnego i ostentacyjnego
wskazywania palcem, ze zło sie zbilza, odruchowo doszukiwałem się podążającego zagrożenia.
Bardzo fajny motyw, szkoda, że nie ma tego więcej. (A moze po prostu nie zawsze
to dostrzegłem?)
Zagrożenie w
filmie to kwintesencja świetnych horrorowych motywów: nie wiadomo KTO, CO, JAK
i DLACZEGO zabija; nie wiadomo jak wygląda; a do tego wiadomo, że nie da się
tego powstrzymać przed podążaniem. Wydestylowano elementy slasherów i filmów o zombie, w których najbardziej zawsze przerażała mnie ta nieuchronność i
niejasność śmierci, a następnie zamknięto je pod postacią podążającego Czegoś.
To, ze twórca nie zawracal sobie glowy tlumaczeniem tego, dlaczego na celowniku Czegoś mozna
pojawic sie dopiero po uprawianiu seksu z niedoszłą jego ofiarą sprawia tylko,
ze niepokój i tajemnica w filmie są jeszcze gęstsze. Nie ma żadnego pieprzenia,
że np. "w Egipcie w X wieku przed Chrystusem ludzie podązali za ludźmi i
zabijali, a potem księgi donoszą, że bóg Podążmon skazał tych ludzi na wieczne
podązanie i zabijanie." Oczywiscie nie trudno jest sie
tutaj dopatrzeć metafory chorób wenerycznych, czy gwałtu. Pewnie beda tacy,
którzy uznaja to nawet za krytyke rozwiazlosci seksualnej. Mimo wszystko film
nie próbuje mędrkować na żaden z tych tematów, ani nie skupia się specjalnie na
podkreślaniu alegorii.
[Film uzupełnia znakomity, niepokojący soundtrack.]
Skupia się
za to na bohaterach i ich relacjach rozpisanych w zaskakująco subtelny sposób. Nie
ma tu wielu zbędnych słów – bohaterowie mówią przede wszystkim do siebie, a nie
do widza. Atmosferze strachu sprzyja tez raczej krzyk, a nie dyskusje. Bardziej
niż o fizyczny ból, czy rany chodzi o piętno jakie bycie prześladowanym odciska
na bohaterce. Zmniejszająca się liczba pomysłów na oddalenie zgonu, doprowadza
do tego, że widzimy jak coś w niej umiera. Jej oczy z tych młodzieńczo niewinnie
uśmiechniętych zmieniają się w coraz bardziej puste, ogarnięte smutkiem. Może nawet bardziej niż o walkę o życie, można tutaj dostrzec pewnego rodzaju walki o duszę i człowieczeństwo.
Wypada tutaj wspomnieć o znanej z „The Guest” Maice Monroe, której nieco zmęczona
buzia dodaje wyrazu głównej bohaterce, Jay. Jej spokojny głos, który niesie
słowa tak, że często brzmią jakby była w nich jakaś trudna do zidentyfikowania
niepewność, idealnie pasuje do granej przez nią nastolatki. Nie jest po prostu słodką
dziewczynką, ani seksowną modeleczką upozorowaną na niewinną, jakie często
widać w horrorach. To atrakcyjna dziewczyna z sąsiedztwa, ale nie rzucająca się
przesadnie w oczy - w swej atrakcyjności całkowicie szczera i subtelna.
[Maika Monroe gra w filmie nastoletnią Jay.]
„It follows”
to nie jest film dla fanów horroru „wyskakującego”, gdzie ciągle coś skacze, krwawi,
syczy, morduje. Tutaj strach opiera się przede wszystkim na wyczekiwaniu
nadejścia potwora, a nie na samym potworze. Choć są momenty, gdzie coś nagle
się pojawia, a ścieżka muzyczna ma w sobie sporo z ambientowych buczeń i
rozstrojonych pomruków, to są to jednak chwile w pełni zasłużone przez film. Zaraz
po seansie czułem się też odrobinę zawiedziony zakończeniem, ale obecnie wydaje
mi się ono idealne dla tej historii.
Nie jestem
fanem horroru, więc nie wiem czy jest to na pewno obowiązkowe kino dla koneserów
kina grozy. Tak naprawdę bardziej niż przestraszony siedziałem zafascynowany
tym filmem. Bliżej mi było do przerażenia i ciągłego stanu napięcia, niż do
doznawania skoków adrenaliny i szybkiego bicia serca. Bez wątpienia do niego
wróce, bo choć po napisach wydawał mi się „tylko” dobry, to muszę przyznać, że wciąż
o nim myśle. Czego bym mnie robił... wciąż za mną podąża.
8/10
PS No i soundtrack jest kosa. Wiecie.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz